Styczeń – czekamy na wiosnę
Jeszcze tylko kilka dni i zacznie się robić jaśniej.
Czekamy z niecierpliwością na koniec dni ciemnych i krótkich. Osoby, które mieszkają na Wybrzeżu Gdańskim wiedzą, że praktycznie do końca lutego trudno doczekać się błękitnego nieba. Dominują szare, gęste chmury. Takie, które prawie nie przepuszczają światła.
Tęsknimy do wiosny. Z wytęsknieniem czekamy na powrót na działkę. Gdzie jest więcej światła, gdzie Robert jest szczęśliwszy.
Otaczają nas dobrzy ludzie!
Po raz kolejny spotkaliśmy się z miłością bliźnich. To jest nam potrzebne, jak powietrze. Przypadkowo weszłam do pewnego biura rachunkowego (miałam iść do innego, ale przegapiłam przystanek i wysiadłam na następnym). Na miejscu okazało się, że Pani, która jest właścicielką zna Roberta! Pomagała nam w pozyskiwaniu 1% w swojej poprzedniej pracy. Teraz ma własną działalność i czekała 2 lata na kontakt z nami. Czy to nie jest cud?
Strona internetowa już zaczyna nam pomagać w kontakcie z ludźmi.
Dostajemy pierwsze sygnały, że jest czytana i pozwala uzyskać informacje o naszej sytuacji. To świetnie! Drogi Czytelniku – podaj jej adres Twoim znajomym. Niech Bóg Ci błogosławi za wszelkie dobro, które czynisz!
Robert walczy i daje radę!
Pamiętasz zapewne, że życie osoby leżącej to nieraz walka o każdy oddech? Tak zdarzyło się nam niedawno. Robert miał problemy z żołądkiem (prawdopodobnie była to niedyspozycja żołądka, a nie wirus). Zwracał wszystko, co przyjął. Siostra Faustyna używała ładnego słowa „zrzucać” w swoim Dzienniczku. To taka dygresja – tak się kiedyś mówiło.
Ale wracając do Roberta. On doskonale wie, że torsje to dla niego śmiertelne zagrożenie. Nie może się odwrócić na bok. Dlatego łatwo jest zakrztusić się materią z żołądka i po prostu utonąć. Przez cały dzień dzielnie walczył i wiesz co robił? Trzymał Tatę lub Mamę (czuwamy nad nim na zmianę) za rękę. Mówił nam w ten sposób „Jestem śmiertelnie przerażony. Bądźcie przy mnie, bo każdy atak konwulsji może mnie pozbawić możliwości oddychania.” Oczywiście, byliśmy z nim przez cały czas i razem dotrwaliśmy do końca dolegliwości.
Celowo nie pojechaliśmy tym razem do szpitala. Mamy doświadczenia w tym zakresie. Prawdopodobnie Robert długo leżałby na korytarzu, gdzie jest niebezpieczeństwo przeciągu i złapania jeszcze poważniejszej infekcji. Pamiętaj drogi Czytelniku, że jesteśmy po 40 latach walki niezwykle wykwalifikowanymi ratownikami medycznymi, lekarzami, pielęgniarzami i psychologami. To my nierzadko radzimy personelowi szpitalnemu i innym opiekunom chorych, co robić. 😉
Tymczasem Robert wrócił do siebie. Oznaką tego jest, że lubi trochę pomarudzić. Wybiera między Tatą, a Mamą – kto ma z nim spać (i oczywiście regularnie przekładać go / zmieniać pozycję, aby zapobiegać odleżynom). Z przyjemnością spełniamy tę drobną zachciankę.
No i tęsknie spoglądamy za okno w poszukiwaniu śladów wiosny. Już niedługo!